Uniosła brew. „Zrobisz, co ci każą. To moja impreza i nie toleruję niesubordynacji. Idź do kuchni albo spadaj”.
W sali zapadła cisza. Wszystkie oczy zwrócone były na nas. Wzięłam głęboki oddech i odeszłam – nie ze strachu, ale żeby zobaczyć, jak daleko się posuną.
Kuchnia była zalana. Talerze przelewały się, a zmywarka terkotała bez przerwy. Zakasałam rękawy i wzięłam się do pracy, gorąca woda parzyła mi skórę, ale nie przestawałam.
Pani Langford co chwila pojawiała się, żeby się napawać.
„Jesteś niechlujny” – zadrwiła. „Widzę, że się do tego nie nadajesz. Nie ma dla ciebie przyszłości w gastronomii, kochanie”.
Zamilkłem.
Wtedy weszła Vanessa, podchmielona i zadowolona z siebie. „O, patrz! Kelnerka została zdegradowana do zmywania. Czyż to nie bogate?”. Odwróciła się do pani Langford. „Pewnie rzuciła studia. Spójrz na nią – nijaka, niezdarna, ewidentnie spłukana”.
Pani Langford prychnęła. „Szczerze mówiąc, ma szczęście, że w ogóle ma tę pracę”.
Wtedy usłyszałem głos, na który czekałem.
„Czy ktoś widział moją żonę? Szukam Eleny”.
Rozległ się jęk. Pani Langford wyprostowała się. „Proszę pana, nie ma tu nikogo ważnego o takim imieniu – tylko kelnerka”.
Graham wszedł do kuchni. Jego oczy spotkały się ze mną. „Eleno? Co ty… dlaczego jesteś tak ubrana?”
Uśmiechnęłam się. „Po prostu poznaję niektórych naszych gości”.
Jego wyraz twarzy stwardniał. „Moja żona zmywała naczynia? W naszym domu?”
Pani Langford zbladła. „Czekaj… twoja żona?”
Graham podszedł i delikatnie wziął mnie za rękę. „Tak. To Elena Whitmore, moja żona i współwłaścicielka tej posiadłości. I właśnie ujawniliście swoje prawdziwe oblicze”.
Odwrócił się w stronę sali balowej. „Chciałbym, żebyście wszyscy poznali moją żonę. Postanowiła przeżyć ten wieczór z innej perspektywy – i wielu z was oblało ten test”.
Miny opadły. Ludzie szeptali. Niektórzy próbowali przepraszać.
