Wróciłam do domu i zastałam moje dzieci śpiące na korytarzu — to, w co mój mąż zamienił ich sypialnię, gdy mnie nie było, wprawiło mnie w szał.

Wróciłam z podróży służbowej i zastałam moje dzieci śpiące na podłodze — to, co robił mój mąż, doprowadziło mnie do szału

Dwóch chłopców śpiących na korytarzu | Źródło: Amomama
Dwóch chłopców śpiących na korytarzu | Źródło: Amomama

Dwóch chłopców bawiących się w salonie | Źródło: Midjourney
Dwóch chłopców bawiących się w salonie | Źródło: Midjourney

Osoba sięgająca po klamkę | Źródło: Pexels
Osoba sięgająca po klamkę | Źródło: Pexels

Po tygodniu nieobecności wróciłam do domu podekscytowana, by przytulić dzieci – tylko po to, by zastać je śpiące na zimnej podłodze w korytarzu. Serce mi stanęło. Gdzie był mój mąż? Dlaczego nasi synowie spali jak bezdomne zwierzęta? Zaczęłam szukać odpowiedzi… a to, co odkryłam, zmroziło mi krew w żyłach.

Sypialnia | Źródło: Pexels
Sypialnia | Źródło: Pexels

To był długi tydzień. Podróż służbowa była produktywna, ale wyczerpująca i nie mogłam się doczekać powrotu do mojego małego, chaotycznego domu i dwóch chłopców, którzy go dopełniali. Tommy ma 6 lat i jest wulkanem energii. Alex ma 8 lat i ciągle pyta o gwiazdy. Tęskniłam za ich hałasem, bałaganem i uściskami.

A Mark, mój mąż? Zawsze był wspaniałym tatą – na swój sposób. To on jest „tym zabawnym”, kumplem od gier wideo, partnerem do żartów. A ja? Ja ustalam zasady, egzekwuję harmonogram, pamiętam o wizytach u lekarza i odcinam skórki z kanapek. Myślałam, że będzie odliczał minuty do mojego powrotu, żeby przywrócić porządek.

Wjechałem na podjazd chwilę po północy, uśmiechając się na ciszę panującą w domu. Cicho, ciemno, dokładnie tak, jak powinno być o tej porze. Pomyślałem, że wszyscy już poszli spać, może zostawili mi liścik powitalny albo coś do jedzenia na blacie.

Z kluczami w ręku podeszłam na palcach do drzwi. Zamek cicho zaskoczył, gdy weszłam.

Ale w chwili, gdy wszedłem do środka, potknąłem się.

Dosłownie.

Moja stopa zahaczyła o coś miękkiego i nierównego.

Zapaliłam światło na korytarzu i o mało nie krzyknęłam.

Moi chłopcy spali twardo, zawinięci w koce na drewnianej podłodze, ale z brudnymi twarzami i krzywo ułożonymi poduszkami. Wyglądali, jakby właśnie wrócili z biwaku na złomowisku.

„Co do—?”

Przykucnąłem obok nich, sprawdzając, czy nie mają siniaków, gorączki, niczego. Byli cali… tylko brudni. I kompletnie nieprzytomni. Ale co, do cholery, robili tutaj, zamiast leżeć w łóżkach?

Przeszedłem nad nimi i wpełzłem głębiej, nie chcąc ich budzić, dopóki nie uzyskam odpowiedzi. To, co zobaczyłem, to… chaos.

Salon wyglądał jak dom studenckiego bractwa nastolatków. Puste pudełka po pizzy, wszędzie porozrzucane puszki po napojach, lepka łyżka przyklejona do pojemnika z roztopionymi lodami na poduszce kanapy. Zepsuta ciężarówka-zabawka w kącie. Pokruszone chipsy na podłodze. Ani śladu Marka.

Przeszłam przez dom z niedowierzaniem. Nasza sypialnia była nietknięta, łóżko wciąż pościelone. Samochód Marka stał na zewnątrz, więc gdzie on był?

Potem coś usłyszałem.

Stłumiony odgłos uderzenia z korytarza. Z pokoju chłopców.

Na palcach ruszyłam w stronę drzwi, a przez głowę przelatywały mi wszystkie najgorsze scenariusze. Czy był ranny? Ktoś się włamał? Czy wydarzył się jakiś dziwny wypadek?

Powoli otworzyłem drzwi i zamarłem.

Mark stał pośrodku tego, co mogę opisać jedynie jako Gamer Disneyland. Słuchawki na uszach, kontroler w dłoni, aureola diod LED zalewała pomieszczenie pulsującymi kolorami. Po jednej stronie chwiała się góra puszek po napojach energetycznych. Po drugiej stronie papierki po przekąskach, niedojedzony sandwicz i paczka żelków-robaków.

Pokój chłopców przeszedł całkowitą metamorfozę. Ich dwa pojedyncze łóżka zostały odsunięte na bok, zastąpione gigantycznym pufem i ogromnym płaskim telewizorem. W kącie brzęczała minilodówka. Okno zasłaniał plakat z Fortnite.

A oto mój mąż — całkowicie pochłonięty grą.

„Mark” – warknąłem, zrywając mu słuchawki z głowy. „Co tu się, do cholery, dzieje?”

Zamrugał, oszołomiony. „Och. Hej, kochanie. Wróciłaś wcześniej do domu”.

Podrapał się po głowie, próbując przetworzyć pytanie. „Och. Tak. Powiedzieli, że chcą rozbić obóz. Jakąś fajną przygodę”.

Spojrzałem na niego gniewnie. „Nie biwakują. Leżą na brudnej podłodze bez opieki, a ty zajmujesz ich pokój, żeby pograć w Call of Duty”.

Wzruszył ramionami. „Podobało im się. Dałem im pizzę i pozwoliłem im posiedzieć do późna. Było w porządku”.

„Nie, nie ma sprawy” – warknęłam. „A co z myciem zębów? Co z rytuałami przed snem? Kąpielami? Czystą poduszką?”

„Sarah, uspokój się” – mruknął. „Oni żyją. Przesadzasz”.

To był moment, w którym pękłem.